Od kiedy usłyszałam o Katarzynie Grocholi i jej twórczości, zakochałam się w niej bez pamięci. Połykałam kolejne bestsellery z szybkością błyskawicy. Były lekko napisane o życiowej tematyce, ciekawej, ale nieskomplikowanej. Autorka przyjmowała łatwy, dowcipny styl pisania i to mi odpowiadało. Kiedy jednak sięgnęłam po książkę „Podanie o miłość” z taką samą lekkością, jak po wszystkie inne książki, nieco się zdziwiłam. Można powiedzieć nawet, że się trochę przestraszyłam. Ale tylko trochę i na chwilę. Nagle wizja frywolnej i beztroskiej Grocholi przeobraziła się w mojej głowie w autorkę bardzo poważną, momentami nawet ciężką. Opowieści w tej książce nie są bowiem ani lekkie, ani wesołe, ale są zwyczajnie ciekawe. I wtedy też zrozumiałam, że nie można ani pisać wciąż o sprawach lekkich, ani też czytać tylko wesołe i mdłe historyjki. Zrozumiałam, że w tej książce jest taka głębia, jak chyba w żadnej innej tej autorki. Te opowieści są bardzo trudne i wymagają dużego skupienia. Nie pozwalają unosić się z prądem wydarzeń, ale zmuszają do intensywnego myślenia, do nostalgii, do własnej oceny. Pokazują świat z nieco innej perspektywy i to jest właśnie prawdziwa perspektywa. Jeśli w czasie czytania zdarza się uśmiech, na pewno nie jest to przeciętny uśmieszek, ale duchowy uśmiech zadowolenia z życia, albo raczej uśmiech na zgodą z życiem właśnie.

Najbardziej ze wszystkich opowiadań utkwiło mi w pamięci ostatnie – „Pozwól mi odejść”. Niesamowicie przedstawiona historia ze śmiertelną chorobą w tle. Skomplikowany świat uczuć i nieprzewidzianych wydarzeń, które prowadzą nas przez życie. A przy tym ludzie dziwnie mali, w obliczu każdej tragedii, a potem znów niezrozumiale silni, niczym herosi. Splot wydarzeń, które nas spotykają, okazuje się być naszym życiowym nauczycielem. Nie możemy bowiem przewidzieć, ani tego co nas za chwilę spotka, ani tego jak się w tej sytuacji zachowamy. Świat jest nieprzewidywalny, raz boleśnie smutny, raz znów radosny i szczęśliwy. I pośród tych splotów jesteśmy my – raz śmiejący się, to raz smutni i zatroskani.

Książka ta jest właściwie trafnym i ujmującym opisem ludzkich uczuć, emocji, plątaniny myśli i głosu dusz. Wydarzenia poszczególnych opowiadań są właściwie otoczką, ubraniem, w którym siedzi sedno – człowiek właśnie.

Polecam tę książkę, jako motor napędzający do rozmyślań nad sensem życia, nad mocą uczuć ludzkich, nad kontaktami międzyludzkimi i ich analizą. Książka na pewno nie jest łatwa, ale właściwie dlaczego miałaby być. Kto powiedział, że książka ma tylko bawić i śmieszyć? Warto czasami sięgnąć po książkę przez duże K.

W końcu każdy ma bowiem czasami ochotę sięgnąć w głąb własnego serca i umysłu. Każdy ma ochotę do rozmyślań, wzruszeń, ocen moralnych i przemyśleń własnych i cudzych zachowań. Z cała pewnością ta książka pomoże nam w tym.