Tak naprawdę nie wiem, dlaczego w księgarni sięgnęłam akurat po tę pozycję. Na pierwszy rzuta oka, ani okładka nie przyciąga – jest przeciętna i raczej mało impulsywna – ani też krótki, przesłodzony nieco opis nie zachęca przyszłego czytelnika. Sama książka w pierwszym z nią kontakcie nie jest zbyt bezpośrednia.

Osobiście podzieliłabym książkę na dwie części. Pierwsza to złoszcząca i jednocześnie rozśmieszająca nieco czytelnika opowiastka, nieco zbyt fikcyjna i przesadzona. Autor naciąga bowiem fakty, zbyt ewidentnie i skupia się właściwie na tym, oby czytelnika nieco oszołomić i złowić na wędkę. Próbuje zaszokować czytelnika brutalnością wydarzeń i czarnym humorem, czym była dla mnie właśnie symbolika siódemek, czy mieszkanie bohaterki w supermarkecie.

Druga część książki była dojrzałą kontynuacją wariackich i nierzeczywistych wydarzeń z części pierwszej. Pomimo tła tych nierzeczywistych wydarzeń, ta właśnie część jest bardziej wiarygodna. Czytając o kolejnych typowo amerykańskich splotach niewiarygodnych wydarzeń, czułam pewne zadziwienie w sobie samej, jako czytelniku. Ten kicz mnie intrygował. Z każdą kolejną stroną wciągały mnie te historie i ciekawiły coraz bardziej. I w końcu stwierdziłam, że to jest najważniejsze w książce, aby wzbudziła moją ciekawość, abym czekała z niecierpliwością, co dalej przeczytam.

A czytałam o ludziach, o uczuciach, zachowaniach, moralności lub jej braku, o przyjaźni, miłości do dziecka, do ulubionego zajęcia i do mężczyzny. Wszystko to sprawiło, że pozornie nieciekawa książka, okazała się być mądrą i dojrzałą historią. Podobnie zresztą jak bohaterka, pozornie głupiutka i naiwna, okazała się roztropną i odpowiedzialną kobietą. Być może ta otoczka kiczu sytuacyjnego była niezbędna, aby czytelnik sam wyłowił sedno tej książki.

Okazało się, że bardzo liczy się tu przesłanie autora i jego siła, z jaką wywiera wpływ, na czytającego. Oceniam książkę bardzo dobrze.