Sobota. Poszli艣my dzisiaj w dw贸jk臋 na imprez臋. W sumie to mieli艣my i艣膰 w szerszym gronie, ale kto艣 tam si臋 pochorowa艂, kto艣 zmieni艂 plany, no i wysz艂o, 偶e idziemy sami. Spoko.

Nie jestem fanem takich sp臋d贸w, gdzie wi臋kszy nacisk jest na tupanie n贸偶k膮 ni偶 spokojn膮 rozmow臋 przy piwku. Ten drugi scenariusz w og贸le nie wchodzi艂 w gr臋 w zastanych warunkach. No ale co zrobi膰?! Powiedzia艂em, 偶e p贸jd臋, to poszed艂em. Zreszt膮 ostatnio sp臋dzali艣my troch臋 mniej czasu ze sob膮, wi臋c stwierdzi艂em, 偶e nie ma o czym m贸wi膰.

Zbiera艂a si臋, jak s贸jka za morze. Najwa偶niejsza sprawa – fryzura. Jakie艣 spinki, gumki, cuda, wianki. Potem dramat, bo nie wiadomo jakie buty za艂o偶y膰.

Nic nowego, 偶e si臋 sp贸藕nili艣my par臋 minut. C贸偶, ja jestem cierpliwy. Ona mniej. Uda艂o si臋 – nie po偶arli艣my si臋 i jest og贸lnie sympatycznie, wi臋c zrobi艂em trzy g艂臋bokie wdechy i jako艣 ruszyli艣my do celu.

Trafili艣my na miejsce. Lokal dwupoziomowy, fancy schmancy – na dole „k膮cik barowy”, napoje i przek膮ski, kilka sto艂贸w i krzes艂a. Og贸lny zgie艂k i harmider. Pi臋tro wy偶ej – oficjalna cz臋艣膰 imprezy. Musz臋 podkre艣li膰, 偶e najgorsze w tym wszystkim (przynajmniej z mojej, egotycznej perspektywy) by艂o to, 偶e owa impreza by艂a prowadzona przez wodzireja. O. M. G.

Fizyki nie oszukasz. Gor膮ce powietrze ucieka do g贸ry. Tak i w tym przypadku – na pi臋trze by艂o dobre par臋 stopni cieplej ni偶 na dole. Perspektywa nadci膮gaj膮cych pl膮s贸w w tym ukropie nie by艂a zbyt zach臋caj膮ca.

Trzeba wykrzesa膰 z siebie troch臋 entuzjazmu – powtarza艂em sobie w my艣lach.

Wodzirej zaczyna swoje – halo, halo, prosz臋 o uwag臋, nazywam si臋 jako艣-tam i poprowadz臋 dzisiejsz膮 zabaw臋 – oho, super. Powieka mi zadr偶a艂a, ale stwierdzi艂em, 偶e b臋d臋 twardy. Mi艂o艣膰 wymaga po艣wi臋ce艅. Ona zreszt膮 te偶 jako艣 z pocz膮tku nie by艂a ch臋tna do swawoli i hulanek, wi臋c uda艂o nam si臋 zaszy膰 gdzie艣 w k膮cie.

Dzi臋ki temu omin臋艂a nas klasyka – zabawa w poci膮g. Ju偶 teraz nawet nie pami臋tam, czy by艂a nie艣miertelna nuta Rynkowskiego w tle, ale po prostu wszyscy ustawili si臋 w wielk膮 g膮sienic臋 i tuptali niezgrabnie w k贸艂eczku. O matko i c贸rko! Na chwil臋 zostali艣my wci膮gni臋ci do tego komicznego przedsi臋wzi臋cia, ale po chwili ona stwierdzi艂a, 偶e nie chce 偶eby jacy艣 obcy faceci j膮 dotykali. No i git. Odpu艣cili艣my.

Druga typowa zabawa – kaczuchy. Jeszcze te w stylu disco, wiecie, z modulowanym wokalem itp. O matko i c贸rko!

Ta kaczuszka dzi贸bek ma,
ta kaczuszka skrzyd艂a ma,
i ogonek te偶 ma, Kwa kwa kwa kwa.

I tak w k贸艂ko. Kurza twarz.

Na szcz臋艣cie wi臋ksz膮 cz臋艣膰 przeczekali艣my z boku sali. Klasyczna obczajka. Na parkiecie do艣膰 艣rednio. Niezgrabnie gibaj膮cy si臋 kolesie po politechnice, tu jaki艣 kuc, tu jaki艣 informatyk w koszuli w kratk臋. Jaki艣聽ziomek z dziar膮聽na ca艂y r臋kaw. Babki – r贸偶nie, ale jakby si臋 uprze膰, to nawet jakiego艣 milfa mo偶e by uda艂o si臋 znale藕膰 w tym zbiorowisku.

Ale nie skupiam si臋 na tym, bo w ko艅cu przyszed艂em z ni膮. Nie czas i miejsce na takie tematy. Ekhm.

呕eby by艂o 艣mieszniej – by艂a te偶 babeczka w ci膮偶y. Nie 偶ebym si臋聽dziwi艂 jako艣聽specjalnie – stwierdzam fakt, nakre艣lam kontekst, aby by艂o jasne, jaka to impreza.

Zorientowa艂em si臋, 偶e jakim艣 cudem dotrwali艣my do pierwszej przerwy – Zapraszamy do stolik贸w na ma艂y pocz臋stunek – oznajmi艂 wodzirej Krzysio (albo Grzesio, nie pami臋tam i jestem z tego dumny).

Zeszli艣my na d贸艂. Uda艂o nam si臋 znale藕膰 stolik przy kt贸rym艣 siedzia艂a jaka艣 ma艂a, niewyra藕na grupka r贸wnie niewyra藕nych os贸b – ca艂kiem na uboczu. Ok – to nasze klimaty. Przynios艂em napoje, jakie艣 ciasteczko. Pogadali艣my sobie troszk臋 mi臋dzy sob膮. To znaczy tylko ja i ona – bez tych pozosta艂ych ludzi.

Wodzirej wzywa na drug膮 tur臋. Po posiad贸wce w k膮ciku barowym jako艣 troch臋 si臋 wyluzowali艣my – reszta towarzystwa te偶. Skoro i tak mamy tam by膰 minimum do dwunastej, czy pierwszej, to ju偶 lepiej jako艣 pop艂yn膮膰 chyba z pr膮dem ni偶 ci膮gle walczy膰 z t膮 kolorow膮 ferajn膮.

No i faktycznie – ona m贸wi, 偶e jednak chcia艂aby troch臋 pota艅czy膰. Poszli艣my na parkiet. Nuta zupe艂nie nie w moim klimacie, ale nie chcia艂em psu膰 imprezy innym. Wodzirej te偶 nie wygl膮da艂 na takiego, kt贸ry pu艣ci艂by The Black Dahlia Murder, Death, czy chocia偶by najl偶ejszy kaliber z repertuaru Iron Maiden.

Trudno. To ona si臋 mia艂a wyszale膰, ja mia艂em wytrzyma膰. Taki plan realizowa艂em. Nie czas i miejsce, aby czci膰聽Mrocznego Pana.

Przystan膮艂em na chwil臋聽z boku. W t艂umku – u艣miechy, wszyscy si臋 bawi膮, jaki艣 small talk, januszowo-gra偶ynkowe heheszki. Oddycham ci臋偶ko, pot cieknie mi ciurkiem po plecach do miejsca, o kt贸rym nie b臋d臋 tu pisa艂, ale wyobra藕nia powinna wam podpowiedzie膰. Troch臋 niezr臋cznie, ale w sumie wszyscy mieli ten sam problem. Najlepsi byli kolesie – klasyczni tatu艣kowie, kt贸rym ewidentnie spoci艂o si臋 podcyce, czyli to miejsce mi臋dzy brzuchem o cyckami. Na szarych melan偶owych koszulkach by艂o to wida膰 bardzo dok艂adnie. Ja na szcz臋艣cie ca艂y na czarno, like a rock star. Stylowo, wiadomo, niezale偶nie od okazji 馃榾

W po艂owie imprezy niekt贸rzy ju偶 zaczynali wymi臋ka膰. Ci膮gni臋ci na 艣rodek kolesie co艣 tam mamrotali w stylu –聽he he, ja nie, troch臋 si臋 zm臋czy艂em, chwilk臋 odpoczynku, he he. Kobiety jak to zwykle bywa – zachowywa艂y troch臋 wi臋cej klasy i nie dawa艂y po sobie pozna膰, 偶e co艣 jest nie halo. A mo偶e to po prostu konformizm? Ale ja wiedzia艂em, 偶e im si臋聽te偶 ju偶 troch臋聽nie chce. Ja stara艂em si臋聽nie da膰聽po sobie pozna膰, 偶e og贸lnie zniech臋ca mnie to fikanie na parkiecie, ale ju偶聽d艂u偶ej nie mog艂em.

W ko艅cu moja zacz臋艂a si臋 robi膰 senna. Typowy scenariusz. Cz臋艣膰 pierwsza – dziczenie si臋 gdzie艣 z boku, bo obcy ludzie, dziwny klimat. Cz臋艣膰 druga – co艣 trzeba spo偶y膰, podskoczy cukier i inne substancje w krwiobiegu, mo偶na si臋 jako艣 asymilowa膰 powoli. Cz臋艣膰 trzecia – party like there’s no tommorow. Cz臋艣膰 czwarta – zjazd i pocz膮tek humor贸w. Na tym etapie trzeba si臋 szybko ewakuowa膰 na jaki艣 neutralny, bezpieczny grunt.

Mia艂em tego dnia jeszcze pojecha膰 na zakupy. M艂oda (lat 3) nie rokowa艂a dobrze na utrzymanie dyscypliny w Lidlu, wi臋c zawioz艂em j膮 do mamy do domu i pojecha艂em dalej sam. I tak sko艅czy艂a si臋 sobotnia impreza z wodzirejem, w 偶艂obku. Ciao. Mo偶na wraca膰 do roboty.